poniedziałek, 20 lipca 2015

Farewell first

Biegłam przed siebie, nie zważając na drogę. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca. Na samą myśl o tym, że miałabym wyjść za tego zboczeńca robiło mi się nie dobrze. Zatrzymałam się dopiero kiedy brakło mi tchu. Przysiadłam na krawężniku, ale szybko zmieniłam zdanie i wybrałam drogę do monopolowego...
***
Otworzyłam oczy i od razu pożałowałam. Promienie słońca nieprzyjemnie drażniły moje powieki.
-Dziecko drogie...siostro!-do moich uszów dotarł wrzask matki.
-Dobrze się pani czuje?-spytała jakaś kobieta ubrana w łososiowy mundurek.
-Nie-odpowiedziałam zgodnie z prawdą-gdzie ja jestem?
-W szpitalu, miała pani wypadek.
-Wypadek? ale ja nic nie pamiętam!-powiedziałam z grymasem.
-Kiedy ktoś wezwał karetkę miała pani dwa promile alkoholu we krwi-to tłumaczy dlaczego tak bardzo boli mnie głowa.
-Ile tu jestem?
-Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy wezwanie, ale raczej prędko cię nie wypuścimy, bo masz drobne, ale jednak obrażenia wewnętrzne-wydukała pielęgniarka. Na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech. 
-Dlaczego się śmiejesz?-spytała moja matka-chcesz zniszczyć swoje największe marzenia?-z wielkim trudem podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Nie mamo...wasze-pokręciłam z przekonaniem głową. Nawet nie zauważyłam, kiedy zostałam w sali z samą pielęgniarką.
Tydzień później...
Siedziałam wpatrzona w podłogę i czekałam na kogoś, kto miałby mnie odebrać. Do sali zawitała cała delegacja.Posadzili się na łóżku i ojciec zaczął mówić.
-Wiesz, że źle zrobiłaś?-przytaknęłam głową-jutro gramy z Brazylią, wszyscy musimy być w Katowicach...-westchnął głośno.
-Razem z tatą postanowiliśmy, że przeniesiemy siedzibę naszej firmy do Chicago, mamy nadzieję, że to docenisz...załatwiliśmy ci tam studia.
-Jakie studia?-nie dowierzałam.
-Prawo-wtrącił mój narzeczony. No tak... mogłam się domyślić.
-Dobrze, zgadzam się.
Kiedy zagłębiłam się w tą propozycję doszłam do wniosku, że nic mnie tutaj nie trzyma. Czasem nawet naiwnie myślałam, że Stany są większe i kiedy ucieknę trudniej będzie mnie znaleźć. Dobrze wiedziałam, że to tylko moje głupie przemyślenia, które nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w prawdziwym życiu.
21.09.2014
Piłka meczowa na wagę Mistrzostwa Świata! Cały świat wstrzymuje oddech, choć w duszy wszyscy już świętują. Przy stanie 24:22 dla Polski. Drzyzga do Wlazłego i koniec! Jesteśmy...Mistrzami...Świata!!!
Wyskoczyłam z miejsca ocierając się o wszystkich ludzi łącznie z prezydentem. Żaden ochroniarz nie odważył się upomnieć córki głównego sponsora imprezy. Przeskoczyłam przez bandy reklamowe i rzuciłam się w otwarte ramiona chłopaka. Pod wpływem euforii prawie przekoziołkowałam mu przez głowę. Wrzeszczałam i płakałam. W tym momencie było to takie naturalne. Nawet Wojtek się wzruszył. Patrzył mi głęboko w oczy. Nie hamował łez, ryczeliśmy jak nienormalni. Popatrzyłam na mojego ojca, który kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Gratulował szarmancko poszczególnym osobom ubranym w garnitury. Kto normalny ubiera się tak na mecz? Widziałam morderczy wzrok narzeczonego, który zmierzał w naszym kierunku. Nie miałam zamiaru się tym przejmować, nie w takim momencie.
Siatkarze zniknęli w szatni, a my razem z Włodarczykiem schowaliśmy się w gąszczu kibiców. Może i było to nie w porządku, ale w tamtym momencie czułam się szczęśliwa i nikt nie miał prawa tego niszczyć. Wtuliłam się w silne ramię mojego towarzysza i razem czekaliśmy na dekorację. W naszej drużynie posypały się różne nagrody indywidualne. Myślę, że nawet największy twardziel miał ciarki, kiedy kilkanaście tysięcy kibiców odśpiewało hymn acapella. To było coś niesamowitego!
Pogratulowałam wszystkim mistrzom i szybko się ulotniłam. 
Z hali wydostałam się jakimś wyjściem ewakuacyjnym. Odnalazłam tych z kim tu przyjechałam. Pożegnaliśmy się z jakimiś starszym małżeństwem, którego w ogóle nie kojarzyłam. Wiedziałam, że jak tylko odizolujemy się od ludzi nie będzie tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.
-Słucham, co masz nam do powiedzenia-zaczął surowo ojciec.
-Mam was przeprosić za to, że byłam szczęśliwa?-prychnęłam.
-Słucham? Tak się nam odpłacasz, za to co dla ciebie robimy? Poświęcamy cały nasz dobytek, naszą firmę, abyś była szczęśliwa, a ty co robisz? Zdradzasz swojego narzeczonego z jakimś dzieciakiem, który sam nie wie co chce od życia. Kiedy w końcu zrozumiesz, że jesteśmy dla ciebie najważniejsi? Masz wspaniałego narzeczonego, z którym za trzy miesiące bierzesz ślub. Nie masz prawa tego niszczyć! Bilety do Chicago mamy wykupione na jutro. Dzisiaj chcę widzieć twoje walizki w przedpokoju. Zrozumiano?
-Ale...-spojrzał na mnie pogardliwie.-tak.
***
-Tato?
-Słucham cię córeczko.
-Mogę przed wyjazdem pożegnać się z Wojtkiem?-wydukałam drżącym głosem. Jego karcące spojrzenie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam szlaban na życie...
***
W samolocie udało mi się ubłagać jakąś kobietę, żeby dała mi zadzwonić do Wojtka. Wystukałam numer do przyjmującego, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha. Trzeci, czwarty, dziesiąty... i nic, tylko automatyczna sekretarka. Zrezygnowana oddałam kobiecie jej własność. Przez moją głowę przechodziła burza myśli. Może tam w Chicago nie ma takich zarozumiałych ludzi jak w Polsce?
-----------------
Jest jedynka! Chciałam ją koniecznie dzisiaj skończyć i nie miałam czasu na korektę tekstu, mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
Wiem, wiem, wiem, że za krótko, ale obiecuję, że następne rozdziały będą dłuższe :)
Kompletnie wyparowała ze mnie wena... niby mam plan jak wszystko ma się potoczyć, ale nie potrafię jakoś ciekawie tego opisać :/ No nic...
DobranoC :-*

7 komentarzy:

  1. Tak o wszystkim ten rozdział i o niczym.
    Niestety, ale czasy kiedy to rodzice wybierali dzieciom małżonków się skończyły! Kiedy ci ludzie to zrozumieją?!
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na 3 rozdział! ;)
    young-wolves.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można wybierać swojemu dziecku męża, żonę co kolwiek? No po prostu....
    Pozdrawiam ,<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Matt zaprasza na 4 rozdział ;)
    young-wolves.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz miałam czas, zeby odpowiedzieć na twój komentarz. Nie jesteś nikim! Na pewno nie! Też miałam niedawno taki okres w życiu, ze wszystko wydawało mi się beznadziejne, że ja jestem beznadziejna i że się do niczego nie nadaję. Czułam się ze sobą źle. Dlatego w pełni cie rozumiem. Nie mogłam nie zareagować. Mogę ci jedynie powiedzieć, że wystarczy czasem znaleźć sposób by wyrzucić z siebie ból. W moim przypadku to blog, na którym piszę, gdy mi źle co czuję. Jeśli będziesz z tym walczyć to zwyciężysz tylko nie możesz się poddać. Nie daj sobie wmówić, że jesteś nic nie warta. To nieprawda! Wiem co mówię. Jeśli potrzebowałabyś kiedyś pogadać, zawsze możesz do mnie napisać. Pomogę jesli będę w stanie, jeśli nie to chociaż wysłucham. Na pewno nie zignoruje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy :) Służę pomocą. Nie wiem czy ci to pomoże, ale tutaj jest sama prawda jak sie nie raz czułam ;( To była i jest swego rodzaju terapia. Jest mi źle- piszę.
      http://lonely-pain-and-sacrifice.blogspot.com/
      Gdybyś chciała pogadać
      51282597- numer gg.
      Nie musisz być z tym sama ;)

      Usuń